Bad Boys: Ride or Die (2024) – Bad bojs, bad bojs łotcia gona du, łotcia gona du łen tej kam for ju

Wiadomo ciepełko, lato robi swoje więc w kinach pojawia się więcej „gorących” tytułów. Po prostu typowo rozrywkowego kina, gdzie wyłącz myślenie a włącz patrzenie. Takich pozycji, gdzie jest sporo akcji, fajne furki, skórki i komórki. Takie ten tego. Więc dostaliśmy kolejną odsłonę Bad Boysów, pozycji zakorzenionej w latach 90-tych, kiedy to pojawiła się część pierwsza, którą nawet z kumplami na mej osiemnastce odpaliliśmy na kasecie VHS (tak jestem stary).

Oglądamy jak to nasze ziomeczki mając już swoje lata na karku jadą na weselicho Mike’a ikonicznym porszaczkiem. W trakcie jazdy Marcusowi robi się niedobrze i chce się napić „dżinger ejla”. Więc zatrzymanie się przed jakimś randomowym sklepem, by kupił se napój by się nie porzygać. Dostał ograniczony do kilku minut czas więc musi spiąć poślady, ale jeszcze dziabie sobie skitelsy i zamawia hot doga takiego żabkowego. W oczekiwaniu na zamówienie popędza sprzedawcę bo czas mu się kończy, a tu pojawia się złodziej i grozi bronią. Po chwili pojawia się Mike nie mogący doczekać się partnera, zaczyna się klasyczna gadka pomiędzy nimi, kłótnia i rozprawiają się ze złodziejem. Na weselichu jest sporo wzruszających momentów, aż tu nagle Marcus pada na ziemię zzawałowany. Atak serca i szpital. Podczas zejścia ma wizję, że to nie jest jeszcze jego czas i nie zginie w najbliższym czasie. Powraca do siebie w szpitalu i od razu zbiera się z sali. W tak zwanym międzyczasie dowiadujemy się, że jakiś złol kroi akcję z oskarżeniem zmarłego kapitana o współpracę z kartelem narkotykowym.

W sumie więcej zdradzać i spoilerować nie godzi się by ktoś kto zdecyduje się obejrzeć by nie psuć mu radości z „nowości”, znaczy ciągłego bazowania na tym co było, kiedy Bad Boysy się jeszcze kleiły i miało to sens czyli 20 lat temu. Teraz to jakaś żałosna akcja próby wskrzeszania zmarłych kotletów mielonych. Do tego wygląda jakby twórcy filmu chcieli za wszelką cenę chcieli udowodnić, że Will Smith nie jest kukoldem, a samcem alfa… ale tym filmem i pewnym zwrotem akcji jeszcze bardziej pokazują jak bardzo takowym nie jest. W sumie jak zasiadłem w kinie to przypomniało mi się, że część pierwszą wypożyczyłem w weekend, gdy robiłem osiemnastkę z pobliskiej osiedlowej wypożyczalni kaset. I od razu było takie… osz ty orzeszku przecież to wieki temu było, a oni dalej na służbie i dalej sprawni, silni i nadający się do pracy w terenie. Kurde słabo musi być z amerykańską policją skoro tak doświadczeni, żeby nie powiedzieć wyeksploatowani i starzy musieli dalej robić na ulicy. I przypominają mi się te filmiki z neta, gdzie panie policjantki całym stadem próbują obezwładnić jakiegoś typka, albo ten spasiony gliniarz porywa się na pieszy pościg… Tak czy inaczej już podstawa tego filmu nie wygląda za cholerę realnie i sensownie. A takich kwiatków jest tu pełno, jednak to fani na pewno łykną bez popity i będą mieli humor znakomity.

Aktorsko ten film nie ma w sobie absolutnie nic, wszystko w rękach akcji… która też jest taka niezakoniecznie. Zwroty, które się pojawiają są tak przewidywalne i nudne… no może poza klasyką, że jak wspomina się aligatora albinosa, to on potem komuś utrze nosa. Po prostu odgrzewany kotlecior bez smaku, taki burger z maka 3 raz odgrzewany i do lodówki chowany… przepraszam czwarty raz, bo zapomniałem o tej części sprzed 4 lat „Bad Boys for Life”. Wszystko jest takie na siłę, akcenty humorystyczne zgrane i odgrzebane. Może jeszcze ta akcja na początku w sklepie były w starym stylu, starych Bad Boysów, ale cała reszta jest na siłę przyklejona na ślinę, sznurek i taśmę klejącą z aliekspress. Jest baaardzo słabo tak słabo, że nawet nie chce mi się cisnąć po tej produkcji bo jest nijaka. Słabe gówno po prostu.

Nikomu tego polecić nie mogę, bo nie ma sensu tracić na to czas, już lepiej obejrzeć coś kiepskiego ale mającego coś w sobie, tu poza kukoldzim guanem nie ma nic godnego wspomnienia. No może te akcje, że chcą tu wsadzić dużo emocjonalnych opcji itd. Szkoda, że wskrzesza się takie trupy tylko dla kasy zamiast zrobić coś nowego.

Dodaj komentarz