Chłopi (2023) – pory roku chłopskiego żywota pędzlem malowane

Co robi kinomaniak jak mu się wybrane filmy kończą na Warszawskim Festiwalu Filmowym? Idzie na kolejny seans do kina… szczególnie, że wziąłem tydzień wolnego od pracy na niego, więc nie zmarnuję ani dnia jednego. I dylemat był, czy coś będzie co mnie nabędzie, czy skończy się na siedzeniu w domu na grzędzie. Szybkie spojrzenie w neta i kaczing. Wybrane, wszakże zwiastun widziałem nowej wersji „Chłopów”. Wiadomo lubimy melodie, które już znamy stąd dziś robią furorę remake remeke’a, oraz seriale które zrzynają jak pojebane od setek wcześniejszych nawet nie siląc się choćby na udawanie, że tego nie robią. Ale nie o tym… dobra czas na wejście w fabułę filmu, której w sumie podawać nie muszę – bo to lektura szkolna, a i poprzednią wersję widziało się wielokrotnie, choć ostatnio nie pamiętam kiedy, jak wiele lat temu po raz ostatni oglądałem w TV.

I mamy tu polską wieś, gdzieś na Mazowszu albo raczej już kawałek od niego na zachód, oraz dzieje jej oraz jej mieszkańców związanych z porami roku. Akcja dzieje się jeszcze podczas zaborów gdzieś koło 1883 roku, ale nigdzie o tym nie jest wspomniane. I patrzymy jak młode, ładne dziewczę Jagna. Wielu się za nią ogląda, a szczególnie dobrze idzie w tym Antkowi synowi najbogatszego chłopa we wsi, pomimo posiadania żony. I po namowach ów bogaty gospodarz Maciej Boryna daje się namówić by poślubić małolatę by nadal trzymać łapę na swoich morgach, o które upomina się ciągle najstarszy syn… choć reszta rodzeństwa też by chciała dostać już swoje. Młoda nie chce, ale matka się zgadza i za 6 morgów idzie w małżeństwo. Wystawne weselisko, gdzie bawi się cała wieś, szaleństwo jak i konsumpcja związku… Jednak małolata nadal za Antkiem lata.

Nie ma co przedłużać opisywania treści, bo jak wspomniałem każdy ową zna na wyrywki, bo i lektura, ale i film na jej podstawie. Więc wchodzimy w to na pełnej… Jagnie. Ten film wizualnie to jebaniutkie cacuszko, takie jajko faberże (wiem, wiem pisze się faberge), wycinanka z papieru niczym przez niespracowane a do seksów się garnące dłonie małolaty Jagny wycięte z żywej skorupki jajkowej, a potem pokolorowane krwią, chabrami, trawami wszelakimi, lnem i sianem. Ta pracochłonna opcja by z filmu fabularnego zrobić film umalowany była decyzją w pytkę, co ja pierdzielę to była decyzja w pytę jak trąba słonia! Kolorowość wszelaka większa niż politycznie uprawniony netflix kiedykolwiek osiągnie. Po prostu w odpowiednich momentach jak lato czy wiosna nakurwia barwami wszelakimi, zimą robi się stonowanie, a jesień ma swoją feerię barw (a propos dopiero pisząc to zauważyłem, że jest tu podkreślone e czyli podwójne, wcześniej jakoś o tym nie myślałem). Po prostu jest tu oczojebnie, ale w ten pozytywny sposób – jak na ptakach tropikalnych posiadających na sobie tak wielką paletę barw, że nie powstydził by się tego żaden sklep z farbami. Połączenie filmu aktorskiego z malowanym wychodzi tak łatwo, naturalnie, cudnie wręcz, że oczu oderwać nie można… nawet jak dwie małolaty siedzące obok co chwila musiały na głos coś pierdolić trzy po trzy. Ale wróćmy do tego… o matko co chwila miałem do tych ujęć wewnątrzczesiowy gest memowy – ten mem gdzie jest Dicaprio z trunkiem i papierosem siedzi i wskazuje palcem przed siebie. A czynił mi tak mózg co chwila, gdyż wkomponowano w ten film obrazy Chełmońskiego! Wiadomo, że to taki gest jak poprzedni film malowany czyli „Twój Vincent”, ale tu było coś więcej poza nimi. Od razu nawet taki debil jak ja rozpozna obrazy takie jak „Babie lato”, „Bociany” i niewiele potrzeba by zauważyć też „Kuropatwy”, „Łąka z kaczeńcami”, „Pejzaż jesienny” i wiele innych. I to nawet z tytułu rozpoznałem je. Po prostu ten film Chełmońskim stoi i komu taka sztuka malowana pasuje, będzie zadowolony z wkomponowania w film tychże. Po prostu wizualnie majstersztyk, że ja pierdolę. Tak zrobiony film wojenny bym obejrzał z wielką chęcią…

Muszę przyznać, że zupełnie inaczej dobrano główną bohaterkę… nie no! Urodziwa a jakże, do tego specyfika obrazu zrobiła swoje, że podkręcono mocno czerwień ust i błękit oczu i blond wełosia głowowego (pisownia zamierzona). Ładna dzierlatka z niej tu wyszła, oczywiście teraz sobie sprawdziłem jak wygląda rzeczywiście i nadal ładna pannica. Jak się nie wymaluje pod współczesne kanony tapety to ładna. A i w filmie trzeba przyznać, że do odważnych stron z nagością dochodzi… ale jak ktoś ogląda fotki na insta, to wie że dziewczęta tyle samo bez powodu… tylko dla wirtualnej adoracji pokazują tyle samo. Tak czy inaczej Kamila Urzędowska to inny typ Jagny niż zagrana przed dziesięcioleciami przez Emilię Krakowską. Tamta była jakby silniejszą kobietą, a ta jest bardziej zwiewna, delikatna i nieco głupiutka. Idzie w inny deseń tak samo współczesny Maciej Boryna czyli Mirosław Baka idzie w taką uwspółcześnioną wersję gospodarza na swoim, bardziej rześkiego niż Władysław Hańcza w filmie z 1973, który był bardziej w filmie takim starym dziadem. Muszę też wspomnieć o Dorocie Stalińskiej, bo zdecydowanie wybija się ponad szereg swoją rolą.

Historia pomimo umieszczenia w specyficznych warunkach Polski, której nie było, wśród chłopstwa o którym ludzie na całym świecie gówno wiedzą, ale jest szansa tym filmem kapkę naszej dawnej kultury podesłać. Choć jakoś tak mi ten czepiec weselny vel wianek jaki ma we współczesnej wersji nie wygląda jakby pochodził z Mazowsza czy Ziemi Łęczyckiej czy nawet Kujaw. Powinna mieć zaplecione włosy… a ma rozpuszczone do tego wianek też jakoś wygląda jakby z innych terenów pobrany. Ale to tylko moje dywagowanie, bo ja się na tym nie znam, ale coś mi tu nie pasi, a instynkt podpowiada że coś tu jest „noł jes”. Ekspertów w tym temacie zapraszam na priv, chętnie się dowiem czy faktycznie coś tu nie pasi, czy tylko tak se biadolę. Ale za to uwspółcześniona muzyka ludowa już jest całkiem, całkiem. Pod tym względem jest tu dobrze, a jest tego udźwiękowienia i melodii i śpiewu całkiem sporo w tym filmie. Kilka motywów sympatycznie wpada w ucho… a jeden nawet poruszył do poruszania się w rytm jedno dziewczę siedzące obok w sali kinowej. Więc działa.

Do uniwersalności historii warto powrócić – bo kiedyś rodziny wydawały za mąż córki i starano się je dobrze wydać za mąż… czyli takie poniekąd oddanie komuś, a czasem wręcz sprzedanie. A dziś wiele się od tego czasu zmieniło… Dziś dziewczęta same oddają się w jasyr – byleby bogatemu, reszta jest umowna, przecież nie trzeba będzie kalać się pracą a kaska będzie… a skoro stary, to pewnie za wiele cieleśnie nie podokazuje więc szybko przeliczają sobie piczomonetyzację i wychodzi im, że się opłaca. Słynne akcenty międzynadorowe jak Anna Nicole Smith, czy współczesne rodzime jak Caroline Derpieński… wiem, wiem urodą aktorce grającą Jagnę nie prześcigną, ani stóp jej nie godne całować, ale jakby zamysł ten sam. A parafrazując słowa wielkiego myśliciela Mariusza Pudzianowskiego „tanio piczy nie sprzedały”. I takich dziewoi, których jedynym atutem jest młodość, a niektórych jeszcze uroda… choć w wielu momentach dorysowana, dosztukowana i doklejona, w dobie internetu, gdzie mamy globalną wioskę mamy multum. Był wysyp takich „księżniczek” od ruskich, które szukały bogatego męża, ale im się nieco zawęziły oficjalne kanały bo wojna, ale nieoficjalnie nadal oddają się bogatym, starszym panom ale z innych krajów niż wcześniej. Na insta i innych tego typu platformach, gdzie ma miejsce szczucie cycem jest przeogromna ilość, a wartość siebie w trybie samooceny zależy od ilości lajków i ilości atencji od bogaczy… którzy nie oszukujmy się, ale w większości przypadków chcą tylko sobie puknąć, a nie wchodzić w dłuższe relacje z nimi. Stać ich więc sobie na to mogą pozwoli, a one chętnie z tego korzystają by być współczesnymi, niezależnymi i sfeminizowanymi „kobietami”, które robią ze sobą co tylko chcą w imię „postępu”. A potem płacz i zgrzytanie pochwy, jak okazuje się, że tego typu zachowanie ma także swoje konsekwencje… były one kiedyś, są i dziś. No tak nie buduje się pozytywnego obrazu siebie, ani w sobie, ani w oczach innych, gdzie każdy z nas się przegląda i dogląda swojego obrazu oficjalnego.

Dobra bo mi na jakieś moralizowanie schodzi to pisanie, więc kończę to pitolenie i zachęcam do obejrzenia na wielkim ekranie, bo warto zobaczyć ten wkład wizualnej pracy. Może nie będę do tego filmu co i raz w pełnej skali wracał, ale co se poprzypominałem lubiane obrazy Chełmońskiego to moje.

3 uwagi do wpisu “Chłopi (2023) – pory roku chłopskiego żywota pędzlem malowane

Dodaj komentarz