Transformers: ostatni rycerz (2017) – robo Artur, robo klapa

indeks

Transformers: ostatni rycerz. Nigdy mnie zmieniające się w samochody, samoloty, statki, dinozaury, mikrofalówki, turbo wibratory, tytułowe roboty nie kręciły. Ale miliardy much nie mogą się mylić… szczególnie jak Bay przybije do brzegu z napisem CZIKING! Przecież film wymyślony po to by lepiej się sprzedawały zabawki musi się zwracać!

Fabuła… rycerze króla Artura, a potem już klasycznie… ano leci sobie w kosmosie Optimum Prajm, trafia na rodzimą planetę i jest zdziwiony… tam jakaś kobieca opcja która jest niby stwórcą transformersową dotyka go (zły dotyk boli całe życie… ale nie transformera) wyskakuje mu czerwona opryszczka i ruszają planetą na podbój Ziemi. Mało kwasu? To jeszcze klasycznie pani profesor dojebana silikonem ach te namiętne usta, ale w okularach (bo wiadomo w hollllywooood inteligentne laski mają bryle), zgrabna z fajną dupką nie wierzy w bajki… a w takiej występuje. Do tego Nasz główny ludź imienia i nazwiska nie pamiętam ale grany przez Marka W. czyli Marky Marka ratuje po rozpierduszce z poprzednich części autoboty (roboty które są „dobre”).

Fabuła mocno kwiczy niczym przeciążone resory autobota. Skoro w świecie Transformersów mamy i roboty dinozaury – pewnie nie trafiła w planetę autobotów „kometa” to nie wyginęły, do tego współczesne zmieniające się w bajeranckie fury czy sprzęt masowej zagłady, to i mamy starożytnych robotów rycerzy. Otóż kiedyś zawarto pakt roboto-ludzki, który w przyszłości zostaje zerwany i mamy postapokaliptyczną wizję świata, gdzie ludzie żyją w gettach. I tu pewna piękna Iza czyli Izabella szpera po złomowiskach z kumplami i odnajduje istne skarby. Dalej fabuła tylko jeszcze bardziej szaleje, bo Yeager brata się z potomkiem Merlina oraz ostatnim członkiem jakiegoś bractwa arturowego by zapowiedz apokalipsie w tej części stransformowanych robotów.

Mocna rozpierducha o niczym, tak w skrócie. Mamy sześciopak Marky Marka dla pań i namiętne usta i figurkę Laury Haddock stworzoną do noszenia sukni dla panów… i pań, oraz roboty dla dzieci i geeków. Dużo rozpierduchy i strzelanin dla kinowych Januszy coby nie marudzili, że bajka, nie słaba akcja i że fabuła za wolna. Taki blokbaster dla wsiech żywech i martwech… byleby ilość biletów się zgadzała.

Efekty efektowne, ale fabuła tak z dupy cięta, że można dostać raka od skupiania się na niej. Lepiej otworzyć patrzałki i… jakoś to będzie. Na szczęście czas szybo płynie (o ile nie skumulowała się w Tobie moc moczu…). Dla fanów… ale tylko tych największych, a reszta niech unika. Przecież pełno jest bezmózgiego kina także to można olać.

2 uwagi do wpisu “Transformers: ostatni rycerz (2017) – robo Artur, robo klapa

  1. Cóż… obejrzałem. Ale oczy do dziś bolą. Transformersy skończyły się na 3 części, choć i ta była naciągana. Słyszysz w „dwójce” kwestię: larwy wymrą…a tu jakiś stwórca. Do twórców: kończ waść, wstydu oszczędź

    Polubienie

Dodaj komentarz