Control (2007) – codzienna utrata kontroli

indeks

Historia zespołu Joy Division była bardzo krótka, lecz muzyczne ziarno do dziś wykiełkowało w twórczości wielu artystów. Wśród naszych rodzimych do inspiracji twórczością tego zespołu przyznają się choćby Krzysztof Grabaż (Pidżama Porno, Strachy Na Lachy), Tomasz Budzyński (Siekiera, Armia, Trupia Czaszka, 2Tm2,3). Film opowiada o krótkiej działalności Joy Division, a przede wszystkim o wokaliście Ianie Curtisie.

Czarno białe zdjęcia świetne wprowadzają w ten depresyjny klimat angielskich, nijakich miast, gdzie wszystko jest szare i nic się nie dzieje. Ian Curtis pochodził z Macclesfield, bardzo wcześnie ożenił się z Deborah Woodruff. Pisał wiersze, z których wiele stało się tekstami piosenek Joy Division. Chorował na epilepsję. Przełomowym punktem był koncert Sex Pistols w 1977 roku, na którym poznali się przyszli członkowie zespołu. Na początku nazywali się Warsaw na cześć piosenki Davida Bowie. Zmienili jednak nazwę na Joy Division, gdyż był już zespół o podobnej nazwie Warsaw Pakt. Natchnieniem do nowej nazwy była książka „Dom Lalek”, gdzie opisano wyselekcjonowaną grupę więźniarek w obozie koncentracyjnym zmuszanych do prostytuowania się. Szybko dzięki swej energii, charyzmatycznemu frontmenowi, nowatorskiego wykorzystywania perkusji stali się znani. Świat stał przed nimi otworem… Jednak Ian podupadał na zdrowiu przez nieustanne koncertowanie, napady epilepsji i zażywanie leków na padaczkę. Odbijało się to na jego zdrowiu psychicznym i fizycznym. W filmie nastawiono się na ukazanie życia Curtisa, nieco odcinając się od reszty zespołu. Jednak nie można mieć o to pretensji do twórców, dzięki skupieniu się na wokaliście mogliśmy lepiej wczuć się w wyalienowanie wokalisty.

Przez cały film przewija się problematyka utraty tytułowej kontroli. Ian bardzo wcześnie się ożenił, po pewnym czasie okazało się, że było to zbyt pochopne działanie potęgujące ogarniającą go depresję. W pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że nie kocha swej żony. Stracił kontrolę nad swym życiem wchodząc w związek małżeński, stracił kontrolę nad swym wolnym czasem włączając się do zespołu, stracił kontrolę nad zespołem gdy stał się sławny, stracił kontrolę nad swym ciałem przez napady epilepsji. Jako młody gniewny chciał mieć pełną kontrolę nad swoim życiem, ale dorastając tą kontrolę utracił. W dzisiejszych czasach wystarczy tylko chwilkę nad tym pomyśleć i sam wiem, że poprzez zakredytowanie się (bo mieszkania w spadku nie dostałem), pracę w korpo człowiek traci wiele ze swej wolności. Oddajemy wolność za pełną miskę, kawałek dachu nad głową i ulatniającą się świadomość, iż w sumie niewielki się miało wybór.

Widzimy człowieka zagubionego, nie potrafiącego sprostać zwykłemu życiu z jakim radzą sobie miliardy osób na ziemi, albo przynajmniej tak się nam wydaje. Zupełnie debilne konflikty z żoną tylko pogłębiały depresję Iana. Z każdym dniem coraz bardziej zagłębiał się w swej ciemnej stronie życia. Coraz gorzej się czuł psychicznie i fizycznie, w każdym koncercie dawał z siebie tak wiele, że przytrafiały mu się coraz częstrze napady padaczki. Pomimo, iż był w związku czuć jego wyobcowanie i samotność, to samo w zespole, był niejako z boku. Wreszcie mając zaledwie 23 lata, w przeddzień wyjazdu na tourne po Stanach, które mogło stać się epokowym Ian Curtis wiesza się na suszarce do prania i jak wieść gminna niesie prawdopodobnie po obejrzeniu filmu Wernera Herzoga „Stroszek” i wysłuchaniu płyty Iggy’ego Popa, The Idiot….

Fizyczne podobieństwo wszystkich aktorów obsady Joy Division było bardzo duże, co tylko pogłębiło pozytywne pierwsze wrażenie kontaktu z tym filmem. Aktor wcielający się w Iana Curtisa bardzo dobrze wczuł się w rolę, oglądając archiwalne zdjęcia czy nagrania widzimy jak bardzo wszedł w rolę. Jego specyficzne ruchy i sposób zachowania na scenie były wręcz identyczne. Nawet ten szalony wyraz twarzy człowieka, który stracił kontrolę nad sobą na scenie i jego zachowaniem kieruje już jakaś siła wyższa, muzyka? robi wrażenie.

Wykorzystano oryginalne nagrania zespołu. „Love will tear us apart” to słyszał chyba każdy kto nawet nie kojarzy nazwy zespołu, pojawiło się jeszcze kilka kawałków z których zapamiętałem jeszcze „She’s lost control”. Muzyka jest kolejnym dużym pozytywem tego filmu.

Muszę przyznać, że jeśli twórcom chodziło o depresyjny nastrój to im się to udało w 100%. Po seansie byłem bardzo rozbity i zacząłem się zastanawiać nad kontrolą własnego życia… okazuje się, że niewiele jej mi jeszcze pozostało. Bardzo dołujący i przyprawiający o samobójczy nastrój film, który powinni obejrzeć fani muzyki rockowej, ale także osoby spragnione ciekawego kina. Pozostaje także ostrzec, iż po seansie możecie uznać, że też nie macie kontroli nad własnym żywotem.

Jedna uwaga do wpisu “Control (2007) – codzienna utrata kontroli

Dodaj komentarz